sobota, 23 lutego 2013

Jesienny deszcz

Krople chłodnego, jesiennego deszczu spływały po jego policzkach. Stał w ich ulubionym miejscu. Miejscu, które już zawsze będzie kojarzyło mu się tylko z Nią. Malutki punkt widokowy na obrzeżach miasta, na którym się poznali przy okazji jednego z wielu letnich wypadów. To tam zrobili sobie pierwszą wspólną fotkę i wymienili się numerami. To tam spędzili pierwszą wspólną noc, spoglądając w usiane gwiazdami niebo i dzieląc się najpiękniejszymi i najgorszymi doświadczeniami swojego życia. To tam powiedziała mu, że On ma krzywy nos. To tam dowiedział się, że Ona ma łaskotki tylko pod kolanami.

Delikatna mżawka przerodziła się w zimną ulewę. Gęsia skórka i mimowolne dreszcze były jawną oznaką, że powinien wracać, ale tylko podszedł bliżej stromego, skalnego urwiska. Szedł powoli, ostrożnie dobierając kroki, jakby nie chciał zatrzeć śladów każdego wcześniejszego spotkania. Sunął leniwie niczym statek-widmo w rdzawo bordowym morzu mokrych liści, delektując się zapachem nadciągającej burzy, a każdy kolejny krok przywracał słodkie wspomnienia.

W tym miejscu wskoczyła Mu znienacka na barana i wylądowali w błocie, rozciął wtedy kolano tak mocno, że do dzisiaj została mu paskudna blizna. Tam po raz pierwszy widział jak płacze. Obsmarkała mu calutki rękaw zanim zdołał doprowadzić Ją do porządku. Ze łzami spływającymi rzewnie po kościstych policzkach wyglądała przeuroczo. To tutaj dał Jej plastikowy pierścionek z gumy do żucia twierdząc, że jeżeli spotkają się w tym miejscu za dziesięć lat, to staną na ślubnym kobiercu.

Kiedy dotarł na szczyt, wciągnął głęboko do płuc łyk wilgotnego i dusznego powietrza. Oparł się o grubą, drewnianą belkę imitującą ogrodzenie i rozejrzał się wokół. Słońce powoli zbliżało się do linii horyzontu, niczym olbrzymia złota piłka uchwycona w stop-klatce tuż przed wpadnięciem w miejski szum. Gdzieś w oddali słychać było ryk silników. Ludzie wracają z pracy, ze szkoły, z treningów i ze spotkań. Jutro rano wstaną o siódmej tylko po to, żeby zrobić znów to samo i potem jeszcze raz, i jeszcze raz, i jeszcze, i tak będzie się toczyć koło rutyny ich życia. Jak dobrze było nie wiedzieć co przyniesie kolejny dzień. Czy pójdą rano na spacer? Czy uciekną z pracy i wyjadą do Las Vegas na weekend? Czy zjedzą romantyczną kolację? Czy pójdą do kina? Czy pojadą posiedzieć na klifie i popatrzeć w niebo?

Przejechał z uczuciem palcem po drewnianym ogrodzeniu. To tutaj pierwszy raz odważył się położyć dłoń na Jej dłoni. To tutaj złożył na Jej ustach pierwszy nieporadny pocałunek. To tutaj stali razem szepcząc sobie do uszu czułe słówka. To tutaj wygrzebali jakąś starą mapę z zakamarków samochodowego bagażnika i zaplanowali wspólną wycieczkę po Europie. To tutaj po raz pierwszy spojrzał głęboko w ukochane szmaragdowozielone oczy, dostrzegając w nich odbicie swojej własnej duszy i po raz pierwszy wypowiedział dwa nieśmiertelne słowa.

Słońce, choć już daleko za horyzontem, pozostawiało wciąż bladą łunę oświetlającą wysokie budynki. Charczące powarkiwanie silników ucichło, tylko gdzieniegdzie zdało się słyszeć pomruk pojedynczych pojazdów. Choć ludzie pochowali się w przytulnych mieszkaniach, zapadając powoli w błogi sen, do tej pory szare, bezbarwne miasto zaczęło jak na ironię budzić się do życia. Białe latarnie zamrugały leniwie, by za chwilę rozświetlić olbrzymią sieć głównych ulic, rond, skrzyżowań i wąskich uliczek. Pierwszy, nieśmiały grzmot rozbrzmiał niedługo po oślepiającym błysku dokładnie w chwili, gdy zapaliły się kolorowe billboardy i neony na ścianach wieżowców, sklepów i miejscowych dyskotek.

Spojrzał w ciemnoniebieską przestrzeń i dostrzegł oddalający się powoli biały punkt. Samolot wystartował zgodnie z planem. Wyciągnął z kieszeni telefon i wybrał numer, który potrafiłby wyrecytować o każdej porze dnia i nocy, bez względu na stan swojej świadomości. Abonent czasowo niedostępny - oznajmił miły dla ucha kobiecy głos. A zatem nie ma już odwrotu.

To tutaj spotkali się po raz ostatni. To tutaj wyjawiła Mu dlaczego tak musiało być. To tutaj przysiągł, że nigdy nikomu nie zdradzi prawdziwego powodu. To tutaj wszystko się skończyło.

Jedyny ruchomy punkcik na niebie był już nie do odróżnienia pośród gwiazd. Jedyny powód do życia zniknął na horyzoncie wraz z ostatnim promieniem słońca.

Kolejny grzmot zagłuszył wypowiedziane szeptem dwa magiczne słowa.

Krople słonego, jesiennego deszczu spływały po jego policzkach.

1 komentarz:

  1. Nie sądziłam, że można tak pięknie pisać o uczuciach. Niby zwykłe coś, a jednak sprawia, że łzy same cisną się do oczu. Już dawno nie czytałam czegoś takiego jak teraz. Wspaniałe, naprawdę wspaniałe. Czekam z niecierpliwością już na kolejny wpis.

    OdpowiedzUsuń